27 lut 2009

Przesiąknięty miłością do klubu


Na początku tygodnia wróciłem z urlopu. Jakież było moje zaskoczenie, gdy przeglądając codzienną prasę holenderską, czy najpopularniejszy tygodnik piłkarski Voetbal International zobaczyłem aż tak wiele miejsca poświęconego osobie Leo Beenhakkera. Temat mógł być tylko jeden – praca Holendra jako doradcy w Feyenoordzie Rotterdam.
Artykuł w VI to niemalże hymn ku czci „Don Leo”. Wszyscy dookoła wniebowzięci, Mario Been – trener klubu z De Kuip od następnego sezonu, przedstawiciele zarządu, byli piłkarze, itd. Swoje trzy grosze dorzucił nawet menedżer polskiej kadry Jan de Zeeuw, który otwarcie skrytykował wszystkich niedowierzających w skuteczność metod Leo. Kwestia łączenia obu funkcji szkoleniowca została zepchnięta na dalszy plan. Rozbawiła mnie za to szczerość trenera, która bez owijana w bawełnę mówi: „Do listopada mam ważny kontrakt z PZPN-em i to nie podlega dyskusji, ale jeśli przegramy dwa najbliższe spotkania to problem rozwiąże się sam”. Sami przyznacie, Leo wypowiadając podobne słowa do polskich mediów wbiłby sobie nóż w plecy.
Sprawa dzielenia funkcji i wszystkie związane z tym niuanse mają wielu zwolenników, ale i przeciwników. Holendrzy przepełnieni są szczęściem, dziwią się nam Polakom. Sam w rozmowie z jednym z holenderskich dziennikarzy radiowych, który relacjonuje spotkania Eredivisie dla publicznego Radia 1 w programie Langs de lijn (takie ich studio S-13) nie krył, że dziwi go całe to zamieszanie wokół Leo. Powoływał się na przykład rodaka Beenhakkera, szkoleniowca reprezentacji Rosjan Guusa Hiddinka, który jak doskonale wiadomo nie tak dawno rozpoczął pracę w londyńskiej Chelsea.
Wczoraj doszło do zapowiadanego od dawna spotkania szefa PZPN Grzegorza Laty z Leo Beenhakkerem. Prezes pewny siebie mówi: „nie ma tematu Feyenoordu”. Trener, co ciekawe ucieka przed mediami, nie pojawia się na konferencji prasowej. I jak tu nie odnieść wrażenia, że wszystkie te ustalenia, to mydlenie kibicom oczu, totalna obłuda. Ustalono jedną wspólną wersję, a jak długo będzie ona aktualna? Podejrzewam, że do czasu, aż Polska rozegra wiosenne mecze eliminacyjne do MŚ, a wówczas sprawa Feyenoordu wróci niczym bumerang. Zupełnie mnie to nie zdziwi… Za dużo już zostało powiedziane, głownie tam, w Holandii, w Rotterdamie, za dużo zostało zrobione w tym celu, aby duet Been – Beenhakker przywrócił blask drużynie z de Kuip.
Na zakończenie ciekawostka. Wydaje mi się, że nikt o tym wcześniej zbyt wiele nie mówił. Mianowicie, „Don Leo” ma już za sobą podobny eksperyment łączenia dwu funkcji. Zimą 1985 roku jako trener występującego w ekstraklasie holenderskiej FC Volendam postanowił objąć rolę selekcjonera Oranje. Klub z północy Holandii po rundzie jesiennej plasował się na rewelacyjnym drugim miejscu, kadra narodowa walczyła o prawo startu w meksykańskim Mundialu. I zgadnijcie, jaki był efekt tego chwilowego mariażu? FC Volendam spadł do drugiej ligi, a Holandia przegrywając baraże z Belgami straciła szansę gry w Mistrzostwach Świata. Wystarczy?

25 lut 2009

Na dobry początek

Witam. Zacznę dosyć szablonowo, czyli od przedstawienia własnej osoby. Jestem Maciek, w kwietniu skończę 20 lat. Studiuję dziennikarstwo sportowe na DSW we Wrocławiu. Od dzieciństwa interesuje się wszystkim co związane jest właśnie ze sportem, a zwłaszcza z najpopularniejszą jego dyscypliną, piłką nożną.
Od jakiegoś czasu moje zainteresowania przeniosłem na jedną z konkretnych lig zagranicznych, a konkretnie holenderską Eredivisie. Długo można by pisać dlaczego mój wybór padł akurat na te dosyć zapomniane, mało popularne i medialne w naszym kraju rozgrywki. Najprościej mówiąc, zadecydował sentyment, poniekąd swego rodzaju fascynacja. Dużo łatwiej zakochać się w jakiejś lidze zagranicznej (o ile można użyć takiego stwierdzenia), kiedy istnieje możliwość śledzenia jej wydarzeń na bieżąco w tymże kraju. Ja taką możliwość otrzymałem ponad rok temu, gdy przez trochę dłuższy okres mieszkałem w Holandii. Zaczęło się błaho, od pierwszego-lepszego meczu. A potem poszło… Kilka dni temu wróciłem z małego rekonesansu po kraju wiatraków, takie małe ponadtygodniowe ferie zimowe. Oczywiście nie obeszło się od wizyty na kilku stadionach Eredivisie, by na żywo śledzić poczynania piłkarzy jako akredytowany dziennikarz, czy zwiedzania pojedynczych obiektów. W wolnym czasie staram się wspomagać chłopców z igol.pl na stronach poświęconych lidze holenderskiej. W przeszłości miałem również doświadczenie w pracy korespondenta prasowego Dziennika Polskiego, czy w większym stopniu jako redaktor naczelny strony internetowej Okocimskiego KS Brzesko.
Mam nadzieję, że na tym blogu będę w interesujący dla Was sposób przekazywał moje własne przemyślenia, swoje życiowe doświadczenia związane właśnie z tą ligą. Serdecznie zapraszam do lektury.